Lipiec 2002 – pierwsze oficjalne spotkanie ludzi, którzy na liście Towarzystwa Sportowego zadeklarowali własnoręcznym podpisem chęć przynależności! Spotkanie prowadził Rafał Nocoń, który przedstawił ogólną ideę i cele Towarzystwa, zaprezentował i omówił propozycję statutu. Wspólnie wybraliśmy prezesa Towarzystwa – został nim Jacek Dobosz oraz sekretarza – Rafał Nocoń i komisję rewizyjną – Żaneta Nowogórska, Joanna Marczewska i Grzegorz Czyż.
To spotkanie, jak i wiele następnych odbyło się oczywiście w Zielonej Chacie.
Pierwszym „wielkim” zamierzeniem będzie festyn rodzinny, sportowy dla Miasta – Gogolin, w parku przy ul. Ligonia. Omówiliśmy już wstępnie, co będziemy robić i kto czym się zajmie.
Przygotowania…
W czasie wakacji (szczególnie sierpień) przygotowywaliśmy się do festynu. Zaplanowaliśmy go na 1 września 2002 (niedziela) w parku miejskim, w Gogolinie – oczywiście przy „Zielonej Chacie”. Zadania przydzielono zgodnie z zainteresowaniami, możliwościami poszczególnych „IRON-MANÓW”. Im bliżej ustalonego terminu – tym bardziej nerwowo i zaciekle przykładaliśmy się do wyznaczonych zadań.
Sobota – 31 sierpnia – już od rana „wrzało” w parku i…
…zdążyliśmy !
1 września – rano – wszyscy stawili się na miejscu, na wyznaczonych stanowiskach !!!
Były rozgrywki piłki nożnej i koszykowej, było przeciąganie liny, ściana do wspinaczki, strzelnica, dla najmłodszych – malowanie, rzuty piłeczkami (wszystko z nagrodami i dyplomami) oraz gry komputerowe, zdjęcia, wernisaż prac dziecięcych, dużo muzyki, dużo dobrego jedzenia, pokazy „Mima” i gwiazda festynu – konferansjer „Jaro”! a wieczorem dyskoteka… Impreza wypadła wspaniale!
Ludzie nie mogli się nas nachwalić. Podobało się dorosłym i dzieciom, miejscowym i tym, co nie z Gogolina, Burmistrzowi Miasta i nam samym – oczywiście!
I w związku z powyższym na pewno odbędą się kolejne festyny sportowe!!!
5 października 2002
w sobotę – odbyła się kolejna impreza sportowa:
wielki cross rowerowy. Przygotowaliśmy trasę, oznakowaliśmy ją, wyznaczyliśmy punkty kontrolne. Start i meta były przy zielonej chacie w parku miejskim. Każdy zawodnik otrzymał numer startowy. Dla wszystkich zaangażowanych były napoje i kiełbaski z grilla. Zawodników stawiło się niezbyt wielu, ale za to pogoda i humory dopisywały nam od początku do końca. Dla najlepszych były nagrody i puchary.
Jako Towarzystwo Sportowe uznajemy też turystykę pieszą, górską, dlatego też wybraliśmy się w Góry Opawskie 18-20 pażdziernika 2002. Nocleg znaleźliśmy w ośrodku „Daftur” w Jarnołtówku, a dobre jedzonko w milutkim lokalu – pizzerii w „centrum” Jarnołtówka!
W sobotę – po przepysznej jajecznicy – wyruszyliśmy czerwonym szlakiem na Biskupią Kopę: 890 m. n.p.m. Pomalutku, bez pośpiechu dotarliśmy na szczyt. Wdrapaliśmy się nawet na wieżę, gdzie wprawdzie bardzo mocno wiało, ale widoki były piękne. Jako, że wieża czeska to wypiliśmy po czeskim piwku i zeszliśmy na dłuższy, ciepły odpoczynek do schroniska „Pod Kopą”. W sobotnie popołudnie przeżyliśmy także pierwsze opady śniegu, co również zostało uwiecznione na zdjęciach.
A w niedzielę wyruszyliśmy niebieskim szlakiem przez Skałki Karolinki do Żabiego Oczka i na kolejny „szczyt” – Olszak (452m. n.p.m.). Pogoda piękna, słoneczna, prawdziwie jesienna: sprzyjała naszym spacerkom. Pożegnawszy się z „Zebem ” (właścicielem ośrodka) wyruszyliśmy na ostatni obiadek do Prudnika, gdzie przy dobrym daniu i piwku narodził się kolejny „niesamowity” pomysł – impreza ślimakowa!
Wszystko zaczęło się od…
zachwytów Jarka nad daniem pt. „Ślimaki po burgundzku”.
To bardzo zaintrygowało Żanetę. Wpadłyśmy na pomysł by zrobić imprezkę u Nowogórskich i „pokosztować” winniczków. Asia zadeklarowała zapiekankę prowansalską, Ania zapiekany ser, Ewcia
– wspaniałe kanapki, Żeton dał popis z koreczkami, Jacek przygotował niesamowite danie zapiekane w foli, Matys zrobił swoje popisowe „sake”. Były też oczywiście ślimaki, a do tego czerwone wino i 31 października spotkaliśmy się na degustacji oryginalnych potraw. Było miło, wesoło i bardzo syto, a muszelki do dzisiaj przechowujemy na pamiątkę.
Powstał też „dobrze oflagowany” KLUB wielkiego KIBICA „IRON MAN”, który na każdym meczu podtrzymywał na duchu zawodników…
doping był wielce wskazany, aczkolwiek często wyniki meczy były odwrotnie proporcjonalne do okrzyków, gwizdów i pisków!
30 listopada – „andrzejki”
Trafił nam się również Andrzej w 22 – osobowej ekipie! Dzięki temu kolejna – spontaniczna – impreza udała się nadzwyczajnie, a zamiast tradycyjnych wróżb – były tańce, duuużżoooo muzyki, pifko i całe mnóstwo zdjęć (wszystkie zachowane do wglądu w komputerze Piotrusia).
02 grudnia 2002r.
Najpierw wszyscy otrzymali piękne zaproszenia! Potem – elegancko, grzeczniutko i bardzo sztywno – zasiedli przy stołach w Restauracji „Caffe Cappuccino” (czytaj: Zimmermann) w Gogolinie. Jacek, Rafał i Piotrek przygotowali sprawozdanie – podsumowujące naszą dotychczasową działalność. Przedstawili pismo z sądu – zatwierdzające nasze Towarzystwo: 14 listopada 2002 roku zostaliśmy wpisani do Krajowego Rejestru Sądowego jako stowarzyszenie działające na rzecz kultury fizycznej. Było też sprawozdanie finansowe, rozliczenie składek oraz plany na bliższą i dalszą przyszłość – a wszystko nie tylko pięknie omówione, ale także wyświetlane na ścianie – dzięki zdolnościom cłopaków i aparaturze Piotrka.
Oficjalne spotkanie zakończyło się luźną i bardzo dobrą zabawą w Champanii!
SYLWESTER 2002
Kolejny wyjazd do Jarnołtówka. Nasza stała baza wypadowa – ośrodek „Daftur” oraz niezniszczalny ZEB! Tym razem SYLWESTER 2002 i powitanie NOWEGO ROKU 2003. Jako doborowa ekipa, w licznym gronie, rozpoczęliśmy zabawę już 30 grudnia, w poniedziałek! Ostatni dzień roku (wtorek) to kontynuacja, ale przy przepięknie wystrojonej sali i suto zastawionym stole. Poza muzyką i dobrą zabawą – były też walki na śnieżki, spacer po zaśnieżonych ulicach i odwiedziny znajomych w sąsiednich ośrodkach. A w Nowy Rok – dłuuugggiii spacer – ścieżką przyrodniczą i niebieskim szlakiem przez skałki Karolinki – po pięknie ośnieżonych dróżkach, przy wspaniałej pogodzie!
8 LUTY 2003 – BAL PRZEBIERAŃCÓW
Ponieważ najlepiej wychodzą nam imprezy spontanicznie zorganizowane, skrzyknięte na już… do samego końca (tj. 19:00 w sobotę) byłyśmy pełne obaw: Czy impreza się uda? Czy dobry był pomysł z przebieraniem się? Czy przyjdzie dużo osób?
No i… okazuje się, że potrafią stanąć na wysokości zadania, potrafią się dobrze bawić i mają całkiem niezłe gusty i pomysły – jeśli chodzi o stroje!
Było nas całkiem sporo, było głośno i bardzo kolorowo… wszyscy się wspaniale bawili i dobrze wspominają tę imprezę!
Na zlecenie Fundacji Rozwoju Śląska i Wspierania Inicjatyw Lokalnych (siedziba w Opolu) zorganizowaliśmy zawody rowerowe dla uczniów klas 5-6 Szkoły Podstawowej. Zawody te odbyły się w większych miejscowościach województwa opolskiego.
Pierwsze – przygotowaliśmy i poprowadziliśmy w Kędzierzynie – Koźlu, kolejne w Nysie, Opolu, Oleśnie i Prószkowie – w dniach od 25 kwietnia do 13 maja 2003 roku.
Wszystkie rajdy robione były pod kątem integracji Polski z Unią Europejską. Uczestnicy musieli wykazać się nie tylko niezłą kondycją fizyczną, ale też wiedzą o UE.
Były nagrody, dyplomy i upominki za udział.
Majówka gogolińska…
…przy niezmiernie opornej pomocy ze strony lokalnych władz?
– przygotowaliśmy i oczywiście poprowadziliśmy festyn 1 MAJA 2003 (wszak pochody z mody już wyszły). Była – zatem – koszykówka (w samo południe), nadzorowana przez Prezesa (we własnej osobie); rozgrywki piłki nożnej – przy której Andrzej i Rafał spiekli nosy i czoła; lotki!… lotki? – absolutny hit imprezy – prowadził Mroziu (oczywiście przy pomocy kobiet: Ewa i Asia); cross (tradycyjnie) dla młodych i ambitnych, którym czas mierzył Matys, a notowała Asia, no i oczywiście… tenis stołowy – typowo „kobieca dyscyplina” – sędziowana przez Ankę i Ewę!
Konferansjerem był Jaro, aczkolwiek nie przebił samego siebie z pikniku sportowego z sierpnia 2003 (patrz wyżej). Fotki pstrykali Rafał i Jaro… a stronę kulinarną nadzorowali państwo Nowogórscy (szukaj „ZIELONA CHATA”).
Wszyscy wspaniale się bawili, pogoda dopisała ponownie i kolejny raz udowodniliśmy co potrafimy!
ODRA RZEKĄ INTEGRACJI EUROPEJSKIEJ
PŁYWADŁA 2003
Szalona impreza – donosiły lokalne gazety!… ale nas nie przestrasza zupełnie nic!
Zgłosiliśmy chęć udziału, zbudowaliśmy tratwę „PUB EURO” z pełnym wyposażeniem i 24 maja, w samo południe (pełne słońca i ludzi), byliśmy na Odrze w Raciborzu… aby dzielnie dopłynąć do Koźla.
Niesssammmowittte przeżycie… które trzeba odczuć na własnej skórze, gdyż nie opiszą tego najlepsi poeci i nie ukażą najlepsze zdjęcia!
Spływ kajakowy
Pierwszy odbył się w maju 2002, na rzece Osobłodze. Planowany był wyjazd na coś bardziej przemawiającego do wyobraźni, ale okazało się, że hak w samochodzie ma tylko ojciec Grzegorza, a on musiał wrócić na obiad. Okazało się, że był to dziewiczy spływ, przy którym survival to bułka z masłem. Pokrzywy miały dwa metry, za każdym zakrętem były katarakty i wodospady, a jakaś bestia dwa razy wywróciła kajak Prezesa i Wojtka, właśnie w momencie, kiedy ten drugi prostował nogi. I pewnie ta sama bestia zjadła też aparat fotograficzny i dlatego nie ma fotoreportażu…
Drugi spływ – 19 czerwca 2003 – odbył się w mniej dramatycznych warunkach, aczkolwiek był również wielce emocjonujący. Osiem kajaków rozpoczęło w Rzepcach wodną przeprawę przez chaszcze pełne pająków i robali, przez zwalone pnie i kamieniste płycizny, przez głębiny bujnie porośnięte białym kwieciem i oblężone granatowymi helikopterkami (czytaj: ważki), a Mroziu widział motylki!
Piętnastu odważnych, którzy wyruszyli to: samotnie i spokojnie płynący – trzymający pieczę nad całością – kpt. Jack; Ewa i Andrzej; Gabriel z Matysem; Kamila z Rafałem; Żaneta i Asia (najbardziej zgrany tandem); szalona ekipa Ania i Mroziu; wiecznie mokry i nieznośny Jaro z kolegą swym Marcinem i zmoczeni na „dzień dobry” Arab ze starszym Czokiem. Dzielnie i w „ogólnej harmonii”, przy ogromnej współpracy i wzajemnej pomocy załóg (szczególnie chłopaków) dopłynęliśmy do samej królowej Odry przy moście drogowym w Krapkowicach. Tam czekały na nas – dzięki wiernemu kibicowi z lądu Piotrkowi – suche ciuszki i transport do samego domku. A wieczorem – ci którzy nie padli ze zmęczenia – snuliśmy w Zielonej Chacie niekończące się opowieści, wrażenia z kolejnej cudownej przygody.
Trzeciego spływu jeszcze nie było… ale wszystko przed nami.
9 sierpnia 2003
w wakacje również nie próżnujemy!
Nie tylko przygotowaliśmy zawody dla młodych sportowców, ale także wystawiliśmy własną reprezentację (żeńską i męską)… do trójboju, czyli sztafeta pływacka, mecz piłki nożnej i strzelanie do tarczy.
Triathlon 2003 triathlon, czyli trzy w jednym:
pływanie, jazda na rowarze i bieg…
30 sierpnia 2003
Jak zwykle w ostatni weekend sierpnia odbył się w Gogolinie triathlon.
Dystansy, od lat niezmienne, ustaliliśmy sami. Trochę im brakuje do prawdziwego Iron Man’owego triathlonu z Hawajów, ale może kiedyś…
pływanie: 500m.
rower: 17 km.
bieg: 5 km.
To już nie są żarty, to jest zabawa tylko dla twardzieli (czasami zdarzało się, że kogoś trzeba było znieść). Wystartować mógł oczywiście każdy, a mocnych w gębie zaprosiliśmy na trybuny.
A oto wyniki najlepszej i jedynej zresztą piątki:
1. Dominik Kaszura
2. Rafał Grzywaczyk
3. Wojciech Nowogórski
Jacek Dobosz
5. Rafał Nocoń
GRATULUJEMY I SZCZERZE PODZIWIAMY!
Przygotowania do pikniku TURAWA
jak sport, to w każdym wydaniu…
są również niedzielne wypady na żagle po Dużym Jeziorze Turawskim…
Niezmordowanie i zawsze Jacek i Rafał (mają patenty) zbierają chętnych i wytrwałych na wodne „spacery”…
Czasem dodatkową atrakcją jest grill na plaży i zabawy na piasku, innym razem regaty i wzorowa rywalizacja między załogami, którym przewodzą: spokojny i opanowany Rafał i szalony Jacek.
7 września 2003 niezważając na bardzo wczesną porę dnia (niedziela, 8:00), dosyć chłodne powietrze i zaległości w spaniu… wyruszyliśmy do Turawy. W regatach, które oczywiście wymyślił Prezes – startowały dwie załogi. Rywalizacja była zacięta i do końca ostra, no i wiadomo – wygrał kapitan Rafał Nocoń ze swą wspaniałą ekipą: Ewa, Asia i Andrzej!, a kapitan Jack Sparrow (z załogą w pomniejszonym składzie: Ania plus Gabriel, bo Bambo się nie stawił na starcie) zgubił na trasie miecz i z tego też powodu nie walczył do końca… a szkoda!
4.10.2003 – SZPICA TOUR
tyle o nas pisali, że nic dodać nic ująć…
„Nowa Trybuna Opolska”, „Tygodnik Krapkowicki”
…należałoby jedynie krótko sprostować kilka nieścisłości, które wdarły się na łamy prasy, z przyczyn bliżej nieznanych (trudno ocenić, czy namieszali redaktorzy, czy też nasi panowie stremowani faktem udzielania wywiadu).
1. działamy od 1999 roku, a to już trochę więcej niż 3 lata!
2. na trasę wypuszczał (początkowo) Wojciech… ale co 2 minuty…
3. jest nas li i jedynie 22! w tym 4 dziewczyny…
4. Rafał Grzywaczyk (bez literki „r” między „a” i „cz”) miał II miejsce w ogólnej punktacji… i…
I miejsce w IRON MAN-ach…
5. Słoń to nazwisko, a nie ksywa!
SEKCJA ROWEROWA!
…po kolejnym wypadzie rowerowym i przy „chwilowym przebłysku błyskotliwości” 🙂 Andrzeja uradziliśmy wystąpić do samego Prezesa Towarzystwa Sportowego „Iron Man” o zalegalizowanie sekcji rowerowej – oczywiście z przyznawaniem punktów za kolejne trasy.
Zaczęliśmy skromnie 56 km…
z Gogolina do Mosznej i z powrotem przez „Wiatrak” w Łowkowicach i Otmęt do „Zielonej Chaty”… w czteroosobowym składzie: Ania, Asia, Mateusz i Piotrek.
Kolejnym wyczynem szosowym była Góra Św. Anny – Jacek, Ania i Piotrek i ponownie Góra Św. Anny – Asia i Piotrek. Potem nieco skromniej – Kamień Śląski (przez lotnisko) – Ania, Asia z koleżanką Magdą i Piotrek. Wałem wzdłuż Odry dotarliśmy do Rogowa Opolskiego, powtórzyliśmy wypad do Kamienia i do Mosznej, a w planach mamy Turawę i Pokrzywną!